„Działalność” artystyczna Fluffy Crumb (Pucha Okrucha) ma niewiele wad pracy zawodowej (współczuję prawdziwym muzykom, takim jak m.in. John M. Parker), na przykład: jak nie mam siły i/lub natchnienia to nie tworzę.
Tak więc leniwie – po jakimś półroczu od „Desynchronized World”, wydałem kolejny mini-album. Nie była to jednak praca ciągła ani płynna, wręcz przeciwnie. O tym urozmaiconym w zdarzenia i rozterki procesie tworzenia „Some wrong comrades” napiszę, że Nasz artysta ma tej nocy farta (że ma temat na posta) w niefarcie – syn obudził go z katarem (zatkany nos) i Dostojny Okruch zamartwiał się o czwartej rano co będzie robił przez dwie godziny, zanim będzie się szykował do pracy (a od kilku tygodni nie ma pomysłu na posta).
Początkowo album miał się nazywać „Hidden enemies – false comrades” (pl. „ukryci nieprzyjaciele – fałszywi kumple”) i wszystko (oprócz masteringu i dopracowywania) było w zasadzie gotowe do wydania po trzech miesiącach. Nie byłem natomiast psychicznie i intelektualnie do tego gotowy…
… do ostatecznego wydania potrzebowałem, uwaga:
(1) dystansu do tematyki,
(2) nowej (zewnętrznej) karty muzycznej.
(Ad. 2) Moja poprzednia karta dźwiękowa miała kilkanaście lat i była, nawet z monitorami studyjnymi, mniej dokładna niż wewnętrzna karta dźwiękowa komputera stacjonarnego (w pracy) z tanimi słuchawkami(!?!). Gdy minął rozpraszający mnie początek lata, zabrałem się za „rzeźbienie jakości” nagrań.
(Ciekawostka) W międzyczasie zniszczył mi się zewnętrzny twardy dysk i straciłem rok źródeł utworów (a stosuję metodę komponowania z krótkich nagranych dźwięków). Nie udało mi się zremasterować idealnie jedynie utworu „Dishonest beggins”. Ale się cieszę, że mogę zerwać z przeszłością i m.in. złymi nawykami (m.in. zapisywanie dźwięków jako projektów XD)).
(Ad. 1) Jak dałem Johnowi do odsłuchu mini album „Hidden enemies – false comrades” to napisał do mnie, że ma smutną treść i martwi się o mnie. Żona potwierdziła to, więc zacząłem kombinować z tytułami utworów – i wyszły mi w nich długie zdania. Po dwóch miesiącach nabrałem do tematyki dystansu, kiedy sobie wspominałem m.in. mi się że sam nie jestem święty, a trafiali na mnie wręcz „świętsi” od siebie. Więc m.in. „ugrzeczniłem” okładkę i tytuł. Tak jak widać na obrazkach – docelowo wyszło trochę mdło i mało kontrowersyjnie… ale trudno – jedną z zalet mojej „nie zawodowej działalności” jest to, że nie muszę się przejmować „doraźnymi” efektami…
Jak się zapytałem Johna, czy utwory z tego mini-albumu są lepsze od poprzedniego on odpisał: „I think most are better than the other songs except NELAP. But what is better? They are more mature. NELAP is hard to beat.” (NELAP, czyli „Not everyone likes a peace”, czyli pierwszy utwór z „Desynchronized World”)
Nie jest to pod względem merytorycznym, czy moralnym („prawdziwym” w przesłaniu) moje najlepsze dzieło, ale cieszę się że wydałem je pomimo pewnych wątpliwości i mogłem „odhaczyć kolejny etap” artystycznych „zmagań”