Ostatnio pomyślałem sobie: „Nie rozumiem muzyki”. Dlaczego? Mogę słuchać muzyki klasycznej, potem rocka, potem rapu, potem parodii muzycznej, poezji śpiewanej, muzyki postmodernistycznej i tak dalej, i tak w kółko, i tak dalej…
… i nie mogę znaleźć wielu wspólnych elementów dla tych utworów…
I naprawdę nie mogę zrozumieć, czym jest muzyka?
Swoją drogą – wiele lat temu myślałem, że muzyka to głównie melodia+rytm. Jakieś 10 lat temu poznałem „kosmiczny wymiar”, emocjonalny, muzyki dzięki W. Komendarkowi, a dopiero od dwóch lat słucham muzyki „poza zasadami”. Może teraz rozumiem więcej… ale mam wrażenie, że rozumiem mniej…
John skomentował (mailowo) moje wątpliwości: „For me my background was to treat music as language, a superior one.”, czyli (z grubsza, mój angielski jest średniawy) „Dla mnie, moje doświadczenie polegało na traktowaniu muzyki jako języka, nadrzędnego.”
I tu dochodzi do moich wątpliwości w sens (znaczenie) muzyki. Co to za „język”, jeżeli jest „odmienny” dla tylu utworów?? Może to język aniołów? Może to język naszych dusz? Co wyrażają, co mogą wyrażać, co styl utworu może świadczyć o twórcy? Czy coś może o nich świadczyć? Niby tak – ale „globalnego” klucza nigdy nie znalazłem.
Przykładowo – moi rodzice nie słuchają niemal wogóle muzyki. Czy to świadczy jakkolwiek o jakości ich dusz? O ich drogach życiowych, o ich samych? Można prześledzić miliardy gustów i… wątpię czy znajdzie się jakiś globalny algorytm opisujący czym jest muzyka…