Istnieje filozoficzne pytanie: „dlaczego istnieje raczej coś niż raczej nic”. Bardziej prawdopodobnie jest istnienie niczego, gdyż coś jest skonkretyzowane i wymaga masy zbiegów okoliczności. Osobiście podchodzę do tego persono-centrycznie: skoro potrafię zadać to pytanie to znaczy że stało się tak że istnieję, więc jest jednostkowe prawdopodobieństwo istnienia raczej coś, skoro nastała możliwość zadania tego pytania.
A więc istnieje coś, kilka instancji lub abstrakcji czegoś i z tego można kombinować w nieskończoność… tak czuję matematykę i taki czuję powód że muzyka jest nie do ogarnięcia. W matematyce można po części wyprowadzić z teorii zbiorów liczby, z liczb logikę lub geometrię… wszystko jest powiązane i tworzy mozaikę nie do ogarnięcia. Żeby zrozumieć głębiej co mam na myśli trzeba poznać koncepcje Szkoły Wiedeńskiej i twierdzenia Gödla… ale nie było w mojej intencji pisać o matematyce.
Prostszym przykładem są natomiast szachy, które ograniczone kilkudziesięcioma zasadami tworzą mozaikę nieograniczonej liczby reguł które prowadzą do zwycięskiej pozycji.
Tak też czuję muzykę – gdzieś się pojawiła harmonia w obecnej rzeczywistości (także kosmicznej – orbity planet), rytmy zapisały się w pulsie (np. serca, astronomii), brzmienia wryły się w naszą codzienność, abstrakcja umysłu tworzy instrumenty muzyczne… a z tego wypływa nieograniczona liczba możliwości…
… a to zaledwie jeden z wymiarów niezrozumiałego dla mnie zagadnienia jakim jest muzyka