Cuda Sound Art’u

O większości mojej kolekcji na bandcamp moja żona mówi: nuda… (muzyk) zapomniał o melodii…

… a ja mimo tego że lubię posłuchać interesujących linii melodycznych to z zaparciem wyszukuję udanego (w moim mniemaniu) Sound Art’u.

Jakimi kryteriami powinien się według mnie kierować wzorcowy Sound Art? Powinien mieć głęboko ukrytą melodię najlepiej złożoną z różnych brzmień, lub tej melodii w ogóle nie mieć. Nie może mieć za dużo regularności lub być całkowicie ich pozbawiony. Naturalnie, jak to w złożonym do określenia zjawisku jak muzyka jest, nie ma jednoznacznej granicy pomiędzy Sound Art, a innymi kategoriami. Przykładowo na Bandcamp’ie twórcy popełniają w moim mniemaniu błąd oznaczając tagiem Sound Art utwory tylko dlatego, że zawierają nietypowe dźwięki. Oprócz tej granicy oddzielającej Sound Art od regularności (muzyki melodyjnej, ambientu czy choćby rytmicznej jak techno) jest też granica z drugiej strony – na ile Noise Wall można uznać za Sound Art? Dla mnie to kłopotliwe pytanie, gdyż nie wiem od ilu brzmień na minutę można uznać że artysta „osiągnął” Sztukę Dźwięku.

Z mojej kolekcji…

…majstersztykiem pod względem ładunku emocjonalnego jest dla mnie 'Autolysis’ Qby Janickiego i tajemniczego Belga o pseudonimie Obsequies. Melodia pojawia się dopiero w czwartym utworze, zaś w całości ujawnia się ogromna ilość napięć emocjonalnych w chaotycznej plątaninie dwóch przeciwstawnych sobie obszarów dźwiękowych – reprezentowanych przez Polaka oschłość, chłód, twardość i brutalność, a wplatanych przez Belga łagodność, smutek, krzyk i wzniosłość.

Jednym z pierwszych Sound Art’ów na które trafiłem jako pierwsze w życiu były StC Lives nagrane przez St Celfer’a. Z perspektywy dwóch i pół roku jakie mnie dzielą od pierwszego wysłuchania mam dylemat. Czy są one Sound Art’ami skoro potrafię usłyszeć w zawiniętych portamentach i przemieniających się brzmieniach melodie? To jest właśnie przeciwległa granica Sound Art’u – co jest melodią a co nie…

Absolutnie pierwszym w moim życiu zakupem muzyki eksperymentalnej był przesycony Sound Art’em „Ars Electronica” Komendarka którą trudno mi jednoznacznie zaklasyfikować – z perspektywy trzech lat wydaje mi się niemal tradycyjną muzyką (chociaż taką nie jest). Miałem wtedy ambicję żeby nauczyć się nazywać barwy dźwięku… ale pomysł zarzuciłem (ktoś tak w ogóle robi?). Bez względu na to jak sklasyfikować album, na pewno można powiedzieć, że Władysław opanował do perfekcji sztukę dźwiękową nie tylko w utworach Sound Art.

Wypada mi wspomnieć o „Life & Black Holes” stworzoną przez Cynthię Esthasia w której późniejsze utwory były dla mojej żony odstręczające, a dla mnie nie bardzo zrozumiałe i o „New Piranesi” Patrci Taxxon którą niemal w całości „poczułem” od razu. Dla początkującego słuchacza jakim byłem to był duży skok. „New Piranesi” jest przesycone licznymi glitchami, jest z pogranicza ambientu i zawiera bardzo rozległe ukryte melodie. Mimo wysokiego poziomu Sztuki Dźwiękowej, klimat „łyknąłem” stosunkowo szybko (z resztą tak jak było z 'Autolysys’).

„Intuitive Mathematics” Qby Janickiego kupiłem z trzech powodów: bardzo mi się podoba Autolysis czyli dzieło współpracy autora z wymienionym wcześniej Belgiem, jestem pod wrażeniem „deski dźwiękowej” i… szedłem na jego koncert. John wyżej ceni ten album niż „Autolysis” i być może pod względem technicznym jest na wyższym poziomie (nie mam kompetencji żeby to ocenić), ale jest dla mnie trochę za bardzo chłodny i za mało zmienny.

Dużo do wymienienia, więc skrótowo opiszę muzykę Peruwiańczyka Wildera Gonzales Agredy (czy jak się to odmienia z hiszpańskiego): kosmicznie obce piękne brzmienia (majstersztyk) w pozornie chaotycznej arytmii (IDM – Intelligent Dance Music). Oprócz tych z łamanymi rytmami inne utwory też mi się podobają – jego klimat jest bardzo często zbieżny z moimi potrzebami.

Z muzyki noise przytoczę tu U̴n̶i̷c̸o̸r̵n̷s̵ ̶a̸n̴d̵ ̸R̷a̸i̶n̷b̵o̵w̷s̵ (̸̠̑c̵̡̽o̷̲̐r̶̜̋r̶̝̉ǔ̷̫p̵̦͌t̸̺̐ ̴͉̒v̶̬́e̷̱̓r̸̠̈́s̷̓͜î̸̫o̴̾͜n̵͉͘)̸͚̏ by X̸͇́.̷̢͘X̸͚͋ ̷͕̌S̴͉͝ü̴̝ḡ̴̖å̵ͅr̵̞̄ który nie uważam za Sound Art gdyż brakuje różnorodności brzmień, choć jest sztuką wydawniczą, oraz Way of the World o którym mi trudno zdecydować czy jest Sound Art’em, chociaż jest znacznie bardziej zróżnicowany niż U̴n̶i̷c̸o̸r̵n̷s̵ ̶a̸n̴d̵ ̸R̷a̸i̶n̷b̵o̵w̷s̵ (̸̠̑c̵̡̽o̷̲̐r̶̜̋r̶̝̉ǔ̷̫p̵̦͌t̸̺̐ ̴͉̒v̶̬́e̷̱̓r̸̠̈́s̷̓͜î̸̫o̴̾͜n̵͉͘)̸͚̏ .

Territorial Gobbing tworzy coś z pogranicza Noise i Sound Art ze wskazaniem na drugie. Natomiast cudowne dla mnie jest dzieło jego współpracy z BLACKCLOUDSUMMONER, czyli album „CARTOON POWER ELECTRONICS”. Tak jak w przypadku Autolysis – ma ładunek emocjonalny i przeciwne do siebie emocje spajające się w klimatyczną abstrakcyjną zmienność muzyczną. Tak powinna właśnie wyglądać współpraca dwóch artystów!

Mam dwa albumy australijskiego artysty (zespołu?) 4LOM który dla mnie mistrzowsko zaprezentował coś co określiłbym jako symbiozę Ambientu, Noise Wall i Sound Art. Doprawdy trudno mi jednoznacznie zaklasyfikować te powoli wzrastające hałasy przesycone glitch’ami i innymi sztuczkami z Sound Art’u. Najbardziej mnie urzekła głębia basów.

X.X Sugar mimo że tworzy nie poruszający mnie klimat gore, to jednak jego eksperymenty Sound Art’owe mi odpowiadają. Satetsu tworzy krótkie utwory mające ustaloną strukturę jednak uznam je za Sound Art, gdyż są przesycone interesującymi brzmieniami. Za Sound Art mogę też uznać dzieła Brada Lanera które charakteryzują się tym że są jednocześnie hałaśliwe, chaotyczne, monotonne zarazem przesycone subtelną treścią. Jest jeszcze Japończyk nzworkdown który odkryłem kilka dni temu, a ma szeroki wachlarz brzmień których majstersztyk obiawił w wydaniu „SND” i jeszcze o nim wspomnę. Mouse On Mars w dwóch egzemplarzach które mam nie reprezentuje Sound Art mimo bogatych brzmień i różnorodnych dźwięków, gdyż jest zbyt uporządkowany. Tupi & Dyuiar stworzył seryjnie zabawne lo-fi kompozycje dźwiękowe, ale zbyt chaotyczne bym je jednym zdaniem opisał. Mam nadzieję, że nikt nie poczuje się urażony jeżeli go pominąłem (wspomnę potem o St Celfer, Arszyn, X.X. Sugar i Wan Leen Siow).

EksperymeNty Sound ART’owe

Na Bandcamp’ie i pewnie wśród znacznej większości osób przyjęło się że Sound Art jest podzbiorem muzyki eksperymentalnej. Ale mam pytanie – co to jest eksperyment w muzyce? Jest to próba przekroczenia pewnej granicy – stworzenia czegoś dziwnego i… skoro to uporządkowany zbiór dźwięków – „nazwaniu” tego muzyką. Trudno znaleźć Sound Art który by taką próbą nie był… ale…

…co jeżeli bada się granicę nie muzyki a samej percepcji?

Album Oddech Arszyna (Gdańskiego perkusisty Krzysztofa Topolskiego) jest dla mnie swoistym paradoksem – nie ma wyraźnej struktury i ma nieregularnie występujące rozmyte dźwięki które warstwowo się przenikają. Paradoks polega na tym, że się podoba osobom „nie obytym w muzyce eksperymentalnej”. Mi ciągle struktura umyka i nie potrafię wiele o niej napisać, ale przyjemnie się przy jego utworach wypoczywa.

X.X Sugar uzyskał podobny efekt, ale mniej złożonymi środkami. Rozciągał dźwięki m.in. struny do takich dysproporcji, że trudno je „objąć”, czyli taki skrajny Ambient poukładać w głowie.

O twórczości Wan Len Siow zebrałem dwie opinie: (grafik z pracy) „przyjemne, ale za dużo tego – jakby nałożyło się zbyt wiele krajobrazów” oraz: (żona) „jestem pod wrażeniem, ale szkoda że fałszuje”. Dla mnie osobiście te nawarstwienie dźwięków działa jak dobry obiad – nasyca mnie i wprawia w błogi stan. Wiem, że to nie muzyka wysokich lotów a raczej amatorska, ale (tak jak odkryłem niedawno) muzyka nie musi być dobra żeby „być dobra”.

Jak chodzi o Wan Len Siow to nawet nie wiem czy można nazwać Sound Art’em, ale w tych przypadkach następuje przesycenie percepcji, z którym bardzo sumiennie eksperymentuje St Celfer, czyli John MacDougall Parker.

Z brzmieniami, ich łączeniem i płynnymi zmianami John eksperymentuje od ponad 20 lat, kiedy to jako jenghizkhan wydał „The Noise Of Experiments: Bits”. Jako St Celfer (chociaż teoretycznie pod szyldem earcon) zaczął tworzyć czysty Sound Art – komplet eksperymentów pod nazwą Guillotar które sklecił później w Suite #0.10, a następnie stworzył komplet 9 albumów nazwanych Suitami. Nie są to czyste Sound Art’y – mają struktury i czasami melodie, ale charakteryzują się dużą dozą eksperymentu – przesycają (przynajmniej moją) percepcję.

Z początku nie mogłem je „pochwycić” dopóki nie poznałem stosunkowo banalny Joy Division które się nie da „zrozumieć” bez usłyszenia tła perkusji. To był największy skok dla mnie w ciągu ostatnich 3 lat słuchania eksperymentu. Wracając do tematu – Suites, mimo swoistego szaleństwa, nie były ostatnim Sound Art’owym eksperymentem John’a. Stworzył serię instrumentów którymi na początku wygenerował kilkaset utworów i… doszedł do takiej perfekcji że zaczął tworzyć utwory w tradycyjnym rozumieniu ale na podobnym poziomie zaawansowania brzmień!

Kilkanaście miesięcy temu się zastanawiałem, że przykładowo jest „Ars Electronica” Komendarka o wysokiej złożoności brzmień i w opozycji Komendarek z muzyką rock i/lub elektroniczną. Wyczuwałem brak pomostu. Johnowi MacDaugallowi Parkerowi, dzięki sumiennemu zaangażowaniu udało się ten pomost zbudować! Stworzył serię utworów w której lawiruje pomiędzy eksperymentem a tradycją. Ale to nie koniec – nie zarzucił wtedy Sound Art’u, lecz zaczął tworzyć coś co zupełnie uderza w kompozytorski rozsądek (czyli tak jak lubię – eksperymentuje).

Gdy byłem młodszy, zastanawiałem się dlaczego im dłuższe utwory tym mają mniej zmian, mniej treści muzycznej – tak jest często w przypadku Ambientu i Noise. Gdy John zaczął tworzyć HOhm, znalazłem odpowiedź – chodzi o pamięć człowieka do ilości motywów muzycznych. HOhm St Celfera jest projektem złożonym z około godzinnych improwizacji przesyconych treścią. Ta treść jest dla mnie wspaniała, są to falujące, zmniejszające i zwiększające się dźwięki o interesujących hipnotyzujących barwach. John układał je w skupieniu i mnie, słuchacza, zaraża. Problem jest w tym, że minęło półtora roku a ja żaden z jego 10 utworów nie zapamiętałem. Powoli znajduję w nich ład i „treść”, ale trudno mi je ze sobą porównywać. Osobiście przygodę z taką muzyką mam zaledwie od 3 lat, więc może są tak wykształceni muzycznie co szybciej „ogarną” te kompozycje. Obstawiam, że za 2 lata osiągnę ten cel, ale póki co mogę się cieszyć poszczególnymi fragmentami.

Już na początku pisania tego postu przypomniały mi się moje wątpliwości odnośnie tego – co to jest melodia, dlaczego jest melodia, i kiedy można coś uznać za melodię. Jest to niewątpliwie powiązane z tematem Sound Art’u ale… strasznie się tutaj rozpisałem… więc zapraszam do następnego posta który niebawem napiszę

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Przewiń na górę

Ta strona używa plików cookies / This website use cookie files.
Polityka prywatności   
ZGODA / AGREE