Moja rodzona ciocia, wielbicielka koncertów na żywo powiedziała niedawno, że „muzyka klasyczna jest dla niej dowodem na istnienie Boga”. Wbrew pozorom nie jest to stwierdzenie powierzchowne, ani wyznanie całkowicie osobiste. Nie będę wspominał o logicznych, czyli kosmologicznych, teleologicznych i podobnych dowodach które da się podważyć. Chodzi mi o bardziej wnioskowanie wpisane bardziej w rzeczywistość, zadumę nad tym co może istnieć, a co raczej nie istnieje.
Sokrates w swojej obronie, spisanej przez Platona, wnioskował że jeżeli istnieją bóstwa, to musi istnieć ich hierarchia żeby panował ład. Dowiódł w ten sposób, że musi istnieć jeden jedyny Bóg któremu te demony, zwane bogami muszą być posłuszne.
Taka argumentacja była słuszna w czasach gdy wierzono w cokolwiek ponad materialnego, w istoty niewidzialne. Nastały jednak niejednokrotnie czasy gdy powątpiewano w istnienie świata poza-materialnego. Ontolodzy uważali że nie ma abstrakcji, Hegel i neohegliści starali zastąpić ducha ideą, zaś marksiści nawet ideom chcieli zabrać rację bytu… ale…
… czy muzyka nie jest dowodem na to, że się mylą a świat nie jest czysto filozoficzny? Tak jak dowiódł na youtube Michał Ossowski, hegliści wprowadzili jedynie chaos do nauki muzyki. W cyklu Podsumowanie 12 odcinków cyklu ukazującego dlaczego „nie rozumiem muzyki” podałem liczne przykłady kiedy muzyka „wyrywa się rozumowi”.
Czy muzyka jest dowodem na istnienie czegoś żywego i zarazem niematerialnego? Czy muzyka jest np. językiem aniołów? Nie da się tego udowodnić arbitralnie, jednak każdy przyzna że często „wylewa się” poza osobę i nawet osobisty świat słuchacza…
…i takich doznań Wam życzę jak najczęściej