Jeden z moich znajomych kiedyś wybełkotał mi, że „ważne jest w życiu żeby dobrze Cię wspominali”. Zgodnie z tą zasadą, najbardziej znaczący z ludzi którzy odeszli są ludzie z pokroju Stalina, czy Mao Tse Tung. Zostawili oni w końcu po sobie liczebnie najwięcej dobrych wspomnień wśród ludzi – nawet odejmując traumy i tragedie rzeszy osób.
Osobiście wierzę, że po śmierci będę żył w innym świecie, ale mimo to – nie potrafię zaakceptować że zostawię po sobie „ujemne” miejsce w naszej realności. Trudno mi się pogodzić z tą moją dwoistością – nie rozumiem co w mojej psychice siedzi, że chcę po sobie coś twórczego zostawić? Wszystko mi się w końcu wydaje błahe i tymczasowe – a paradoksalnie najczęściej to właśnie ludzie którzy nie myślą o życiu po śmierci, nie zamierzają być kreatywni.
Nie chcę szukać i analizować słowa pozostawione przez wybitnych muzyków, ale z pewnością byli i są ludzie myślący o nieśmiertelnej chwale. Patrząc na patologię mainstreamów muzycznych – takimi nieśmiertelnymi „artystami” mogą zostać wykonawcy Country i Disco. Statystycznie mogą oni mieć więcej fanów niż krytyków.
Mi osobiście zależy, żeby moje czucie i przemyślenia nie odeszły ze mną. Niech chociażby mój (obecnie 3 letni) chrześniak, który ubóstwia muzykę, odkryje moje analizy za kilkanaście lat. Jak wpłyną one jakoś na jego spojrzenie na muzyczny świat – to mi wystarczy…