W komedii „Poszukiwana, poszukiwany”, w czasach nadchodzącego kapitalizmu w Polsce, dziecko mówi (w uproszczeniu) o tym, że interesuje go jedynie zamożność, a reszta rzeczy jest naiwna. Niezależnie, kilkanaście lat temu zastanawiałem się nad tym, jak to jest być pianistą… z jednej strony odpływają w muzyce którą grają i kochają, a z drugiej strony – wymaga ona od nich bardzo dużo wysiłku i pracy.
Wydaje mi się, że tamta moja chwilowa, spontaniczna myśl była ciut powierzchowna i naiwna. Dzisiaj pomyślałem, że ktoś kto może żyć na lubianym przez siebie finansowym (nie najgorszym) poziomie, mieć interesującą pracę, robić to co lubi i robić to prawidłowo – to jest szczęściarzem i może to rekompensować z nawiązką lata nauki i wyrzeczeń. A dodatkowo – jaka muzyka ambitna bywa błoga!
Rozszerzając zagadnienie „inwestowania w zawód” – podobno szkoła muzyczna to droga przez mękę, a uczestnictwo w Konkursie Chopinowskim to „krew, pot i łzy”… A „wkład” nie zawsze się zwraca – dla tych co się nie wybili pozostają często inne zawody/prace… i gorycz.
Osobiście, jako „artycha za cztery złote” jestem w rozdwojeniu – jednocześnie muzykom współczuję i zazdroszczę… a że nie jestem jednym z nich – to z korzyścią dla siebie – przestaję o tym myśleć i kończę temat… miłego!