Nie rozumiem muzyki (część 22 – motywacje)

Przypomina mi się czasami sytuacja kiedy znajoma dowiedziała się że musi powtórzyć rok, więc puściła sobie… muzykę metalową. Zapytałem się, dlaczego nie puści sobie coś nastrojowego? Odpowiedziała, że by wtedy ryczała (w sensie – płakała).

Dla mnie to było coś nie zwykłego – absolutna różnica między charakterami. W tamtym czasie, w wieku parszywego dojrzewania, jak miałem doła to lubiłem robić coś przeciwnego niż ona – puszczałem sobie smutną muzykę i ryczałem żeby się wyżyć emocjonalnie.

Podoba mi się adekwatne zdanie śp. Amy Winehouse: „I write songs about stuff that I can’t really get past personally – and then I write a song about it and I feel better.”, które mówi o sztuce jako formę terapii. Sam stosuję swoje potworne jazgoty jako próbę oswojenia się z przeszłością. Naturalnie – wiele dzieł muzycznych nie było tym motywowane… więc… nie rozumiem muzyki – co ją motywuje.

Tak jak próbowałem wykazać we wpisie: Próba antropologicznego uzasadnienia muzyki (odp. na n.r.m. cz. 5), człowiek stara się przez muzykę „poczuć” sens tego co przeżył. Tak jak napisałem w Czasami muzyka… oszukuje, czasami są to „nadinterpretacje” stanu faktycznego własnego wnętrza. Ale… skoro to niby takie proste i logiczne, to każda chwila danej osoby powinna wyznaczać adekwatną muzykę… ale czy faktycznie to „trzyma się kupy”? Tak jak pisałem na początku cyklu – nie odnajduję i nie wierzę w jakiś algorytm to wyznaczający

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Przewiń na górę

Ta strona używa plików cookies / This website use cookie files.
Polityka prywatności   
ZGODA / AGREE