To moje osobiste mikro-święto przywitał mnie szpital i kazał mnie przewartościować sens czasu na jeszcze głębszym poziomie, pomijając to, że moim totemem jest żółw -powolne, uparte i mało zwrotne zwierzę… Które traciło wiek miesięcy i lat na nietrafione pomysły.
Z tego uformował się puszysty okruszek który lepi i formuje muzykę, filozofię i w mniejszym stopniu – poezję i grafikę.
Przechodząc do konkretów – grałem koncert z moim idolem i zarazem przyjacielem Johnem we Wiedniu, wynalazłem elefonię, napisałem wiele postów, wydałem „jeszcze” dojrzalsze „media fever” ale…
… tęsknię ciutkę za laptopem, a przez moją pracę nad elefonią to również wiele nowych utworów nie stworzyłem.
Jestem mocno ciekaw jak ten miesiąc w szpitalu – tysiące rozmów z wieloma osobami (bo co innego można robić) wpłynie na moją twórczość…
… odkąd założyłem bloga i stałem się okruchem, wchodzę wgłąb siebie i wciąż liczę że znajdę coś bardziej wartościowego niż puch