Jeżeli człowiek bez edukacji muzycznej, ale z wewnętrznymi przeżyciami, potrafi odczuwać emocje zawarte w muzyce – świadczyłoby to o istnieniu duszy opisanej w „próba zrozumienie muzyki”. Zdarzyło mi się raz, że zagrałem w knajpie mazurka Chopina, a osoba o powierzchowności łobuza, a ciutkę wręcz gangstera – ze wzruszenia pobiegł z tęsknoty do swojej żony.
Do powyższego stwierdzenia potrzebne by były badania antropologiczne na szeroką skalę – bądź też obserwacje osób z otoczenia. Najlepszymi dowodami na to by były osoby które wyrastały w „cichym” otoczeniu i z chwili na chwilę by mieli do czynienia z muzyką.
Co tak ludzi nie wykształconych muzycznie mogłoby poruszać w muzyce? Głównie cykliczność (w częstotliwościach i w fragmentach utworu), oraz zmiany (częstotliwości, natężenia i napięć). Kombinacje tego mogą powodować błogostan, rozdrażnienie, stały pośrednie, a w całych wachlarzach doznań. Odzwierciedla to ich codzienność, długie okres życia, bądź wybrane aspekty życiowe. Muzyka może obnażać słuchaczowi prawdę o nim samym, ale w większości przypadków, przez dążenie do perfekcji, „okłamuje” go chwilowo. Najwyraźniej ci kompozytorzy, których intencją jest wywołanie piękna – używają harmonii, struktur i innych klasycznych aspektów do przedstawienia idealnego „szkicu” duszy.