Lubię słuchać utwory których nie rozumiem. Może to się wydawać nietypowe, bardzo dziwne, a może wręcz niemożliwe… więc uzasadniam, jak to u mnie z tym jest.
Przykłady poruszyłem na blogu wielokrotnie (m.in. Uszy słabe, ale uparte, Światy estetyk zakodowane w człowiekach? (nie rozumiem muzyki – część 6), A guide to St Celfer’s musical styles), więc zamiast je przytaczać – przejdę do konkretów… ale poetyckich:
Poznanie muzyki której części elementów muzycznych nie potrafię ogarnąć jest niczym odkrycie nieznanych lądów przez podróżnika. Tak jak odkrywca robi mapy, opisuje elementy charakterystyczne i eksploruje trudno dostępne miejsca – tak mój mózg tworzy wewnątrz siebie sensorykę, stara się wyczytać intencje twórcy, określa strukturę utworów, a to wszystko stara się „w sobie zapisać” (czyli zapamiętać), przykładowo słuchając utworu przez kilka dni, tygodni lub nawet miesięcy.
Od ponad dwóch lat intensywnie kolekcjonuję muzykę którą nie zawsze pojmuję i obecnie czasami słuchanie „tradycyjnej” bywa nudne – w sensie, że nie mam czasami ochoty na słuchanie utworów które nie są wyzwaniem dla mojego mózgu… Przykładowo, mogę przemierzać „dzikie, barwne abstrakcje” jadąc tramwajem w szare dni.
Zaletą dla mnie jest to co mogłoby być wadą dla większości – dużej część z mojej kolekcji na bandcamp nie pamiętam (w sensie dokładnego odwzorowania utworów w pamięci), za to często utwory mnie zaskakują i mogę np. zgadywać czyjego to twórcy.
Pobocznym tematem, na który być może przeznaczę inny post to percepcja. Potrafię w bardzo abstrakcyjnych utworach znajdywać „bardzo ludzkie światy”. Ale jak dowiedzieć się, co inni czują odnośnie utworu co zbadałem? Czy do każdego utworu muzycznego istnieje uniwersalna dla każdego człowieka „mapa”? I powracam do zagadnienia trzech światów (Próba antropologicznego uzasadnienia muzyki (odp. na n.r.m. cz. 5)) – na ile muzyka należy do realności, a na ile do osobnika? Gdzie się znajduje miejsce na interpretację i nadinterpretację (dorabianie klimatu)?
Właśnie sobie uświadomiłem, że kiedyś moim zamierzeniem (niechcianym przez nikogo) było robienie „map” utworów… a doszedłem obecnie do samego filozofowania na ten temat… też fajnie 🙂