Pisząc ten post czuję się w dziwnej sytuacji – z jednej strony nie przypominam sobie żebym wspominał wprost o magii powstawania, z drugiej strony zagadnienie to dla mnie jest oczywiste.
Przypominam sobie post w którym porównywałem powstawanie pod-dziedzin matematyki z innych pod-dziedzin matematyki. Wiele rzeczy powstaje z pomniejszych rzeczy…
pisałem o tym, jak motywacja tworzy utwór… ale
… tworzenie nie jest oczywiste z punktu widzenia filozofii.
Większość osób z którymi się zetknąłem w życiu ma ciągotki panteistyczne(świat jako jeden, jednolity wielki twór), deterministyczne(wszystko ma swoją przyczynę, więc skutki są przewidywalne)…
… ale jak ci „jajogłowi” wytłumaczą magię powstawania nowego tworu?!?!?
Przez chwilę myślałem że mówię o (poruszonym w poprzednich częściach) motywacjach do powstania utworu, jednak dodam tu jeden ważny element: Utwór ma wyraźne, wielopłaszczyznowe znamiona – utwór to nie jest zlepek dźwięków czy tonów – to twór artysty u którego zadziałała magia improwizacji (w mózgu lub w instrumencie). A dodatkowo, wymaga niedoskonałej, nieokreślonej współpracy równoległych tonów lub/i artystów…
Co tak „natchniewa” (żartobliwie pisząc) nie wiem… tylko jakaś magia